niedziela, 22 lutego 2015

A na plażach Zanzibaru...

W grudniu 2011 r. pojechałam z przyjaciółmi na wyprawę do Kenii i Tanzanii, uwieńczeniem trudnych warunków podczas pobytu w Ngorongoro i Serengeti  był odpoczynek na wyspie Zanzibar. Zanzibar słynie ze wspaniałych przypraw, pięknego koloru Oceanu Indyjskiego.
Na wyspie istnieją liczne plantacje goździkowca i palmy kokosowej, które są głównymi towarami eksportowanymi z wyspy. Wyspa ma też swoja czarną kartę w historii. W XVII w. wyspa stała się głównym punktem wywozu niewolników pojmanych we Wschodniej Afryce.
Bardzo dobrze rozwinięte tu jest tradycyjne rybołóstwo. Rybak sam zwykle robi swoją łódź zwaną dhow. Dhow jest bardzo wąska, robi się ją z drzewa mango, gdyż to drzewo jest najmocniejsze i najtrwalsze. Rybacy wracający z połowów zwykle około godziny 16 spotykają się na targu rybnym, gdzie licytują złowione przez siebie ryby, które następnie lądują na stołach najdrożych hoteli na wyspie.
My, że mieszkaliśmy u Aliego mogliśmy sami złowić sobie ryby i poprosić kucharkę o jej przygotowanie. Jednego dnia wybraliśmy się w rejs właśnie na dhow. Jest to łódka bardzo wąska i niewygodna, z jednym żaglem. Podczas, gdy mijaliśmy turystów na nowoczesnych łodziach z silnikiem nasza była napędzana siłami wiatru. Nikomu z nas nie udało się niestety złapać dużej ryby, ale nasz towarzysz, który był też naszym kapitanem złowił pięknego red snappera. W podziękowaniu za całodzienny rejs podarował nam go. To była najlepsza kolacja jaką kiedykolwiek miałam okazję jeść.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz